Herbata prawdopodobnie już wie, że koronawirus SARS-CoV-2 zaatakował rasę ludzką. Dotychczas była w ciągłym obiegu, ciągle w ruchu - w kartonach, skrzyniach, torbach, worach i pakunkach. Potem zawożona do herbaciarni, przesypywana do słoiczków, puszek i torebek. Tu ją sypali, potem przekładali, tam ją ważyli, liczyli, (ba!) nawet do niej mówili (szaleńcy czajmani). Co chwilę uprawiali swoje rytuały i czary, parzyli, mieszali, gotowali, przelewali. Zanim ktoś próbował ją zalać i zaparzyć, to czynił przygotowań szereg. Czajnik wygrzał, czarki odpowiednio dobrał, wrzątek wystudził, odmierzył, odważył, nasypał, przesypał i dopiero uraczył w gorącej wodnej kąpieli, pilnując przy tym czasu, proporcji i temperatury. Ludzie przychodzili, wąchali, siadali, rozmawiali, degustowali, raczyli się, kosztowali i pragnienie gasili, czasem zabierali ją do domu. Po południami i wieczorami bywało bardzo gwarno. Nagle nic się nie dzieje..